niedziela, 31 lipca 2016

"Dwór cierni i róż" Sarah J. Maas


Cześć kochani!
Witam was świeżo po powrocie z wakacji. Niby posty same miały się publikować podczas mojej nieobecności ale... widać wszystko co ma kable i działa na prąd słucha mnie w spak :/ Tak więc teraz szybciutko nadrobimy zaległości a potem przyjdzie czas na świeże recenzje wakacyjnych książek <3

Feyre obiecała matce na łożu śmierci że będzie dbać o rodzinę. A obietnica jest wszystkim.Kilka lat później gdy stracili cały majątek i nie pozostało im nic innego jak życie w skromnej chatce a głód zagląda coraz częściej w oczy, Feyre nadal dotrzymuje danego słowa. Zdesperowana dziewczyna chcąc zapewnić ojcu i siostrą coś do jedzenia, podejmuję ryzykowną decyzję i zabija wilka który bez wątpienia jest faerie. Czarodziejską istotą zamieszkałą Prythian, krainę od której ludzie trzymają się jak najdalej. Feyre nie przewidziała jednak ogromu konsekwencji jakie spadną na nią po dokonaniu tej zbrodni. Za karę zostaję odcięta od rodziny i zabrana przez Tamlina księcia dworu wiosny, do magicznego świata gdzie ma nauczyć się miłości i szacunku do czarodziejskich istot. Co idzie jej prawdę mówiąc dość opornie , jednak od czego jest Sarah J. Maas jak nie od stworzenia niebywałej wciągającej historii.

Sarah J. Maas podbiła moje serce już po przeczytaniu pierwszej strony "Szklanego tronu", nie poległa jednak na laurach i stworzyła kolejną niebywałą historie. Tak tak, dzisiaj tez będę się rozpływać nad moją ukochaną autorką. Oczywiście możecie się spodziewać samych ochów i achów gdyż już na początku brakuję mi słów aby opisać ogrom mojej miłości i uwielbienia do pani Sarah. Jej twórczość jest jak dla mnie tak wybitna że nie spotkałam do tej pory żadnej innej książki która dorównała by przygodom Celaeny Sardothien, puki nie wpadł mi w ręce: "Dwór cierni i róż".Och mam ochotę piać w wniebogłosy z zadowolenia! 

Zacznijmy od tego że oczywiście pokochałam główną bohaterkę. Jest ona dopieszczona w każdym najmniejszym szczególe. Widać że włożone w nią zostało sporo czasu i pracy. Każde jej działanie, przewinienie czy myśl która przebiega jej przez głowę, idealnie do niej pasuje, nie widzimy sztucznej papierowej postaci lecz kobietę z krwi i kości. Kogoś kto ma żelazną wole ale i czułe serce.Kogoś kto popełnia błędy i nie jest nieomylny. Do kompletu został stworzony Tamlin. Główna męska postać która również jest bardzo wyrazista i dzika. (a na dodatek atrakcyjna) Obserwujemy jego desperacje w dążeniu do celu a potem kroki które podejmuje w imię miłości. Widzimy stopniowe budowanie zaufania między nimi. Nie mamy pokazanej stereotypowej sydłacji: Para głównych bohaterów i pyk, miłość od pierwszego wejrzenia. Ich romans rozkwita na naszych oczach tak że naprawdę mamy czas aby uwierzyć w uczucie Tamlina i Feyre. Ponadto autorka sprezentowała nam kilka scen erotycznych. Są one jednak tak pięknie ubrane w słowa i wyważone że nie odczujemy zdegustowania czy przesytu. Mimo że fabuła kręci się wokół wątku miłosnego to nie jest on przytłaczający gdyż pokazane jest nam również bogactwo świata który dzieje się na tle tego wszystkiego. Każda inna postać drugoplanowa, wplata do historii swoje przemyślenia tworząc barwny świat Królestwa Prythian.

Przez pierwszą część powieści rozczulałam się nad kiełkującą w Feyre miłość, potem naglę zostałam wrzucona o sam środek akcji gdzie bohaterka musi walczyć aby udowodnić że naprawdę kocha Tamlina. A na koniec gdy pojawił się Rhysand to stwierdziłam: O nie tych dwoje porostu musi być razem! Tamlin spadaj łapać wiewiórki do lasu! Przeżyłam taki wir emocji o jakim nawet nie śniłam! W tej części gównie skupiamy się na relacji pomiędzy głównymi bohaterami a Rhysand jest jedynie takim bonusem. Dlatego tak bardzo nie mogę się doczekać kolejnej części i zobaczyć jak rozwinie się "znajomość" Feyre z księciem dworu nocy.
Trzymam za nich kciuki! 

Ciężko jest mi powiedzieć czy wole "Szklany Tron" czy może "Dwór cierni i róż". Obie te lektury to dla mnie święty Gral. Uważam je za absolutny must have jeśli chodzi o książki fantasy.

Gorąco gorąco polecam!
Anita <3

środa, 27 lipca 2016

"Czerwona królowa" Victoria Aveyard


Jak wyglądałby świat gdyby ludzi podzielono na tych lepszych i gorszych? Łatwo to sobie wyobrazić gdyż w naszej historii jest multum wydarzeń które parły do tego właśnie podziału.
Victoria Aveyard prezentuje nam właśnie taki obraz. Brutalny i bezwzględny dla tych którzy nic nie znaczą oraz spokojny i wygodny dla wysoko urodzonych wartościowych ludzi. Po czym odróżnić kto jest kto? Proste. Po kolorze krwi. Masz krew koloru srebra? Gratulacje! Jesteś szczęściarzem, nie dość że żyjesz ponad stan to jeszcze masz niebywałe zdolności, które przydadzą ci się do walki. Jednak jeśli masz krew czerwoną... twoje życie nie będzie już takie kolorowe.

Mare Barrow ma czerwoną krew. Nie ma żadnych magicznych mocy, nie należy do bogatej rodziny i tak na dobrą miarę nie ma też żadnej pasji czy talentu. Żyje z dnia na dzień, okradając ludzi z wioski  przez co jest krytykowana przez swoich najbliższych. Dziewczyna nie ma jednak innego wyjścia. Chce jak najbardziej wspomóc swoją rodzinę zanim zostanie zaciągnięta do wojska. A dzień jej poboru zbliża się wielkimi krokami. Gdy jednak wyciąga rękę po nieodpowiednią sakiewkę nieodpowiedniego człowieka, jej życie wywraca się do góry nogami. Bo i ze złego może wyniknąć coś dobrego. W ramach pomocy a raczej litości, dostaje posadę na królewskim zamku. Wśród srebrnych. Los jednak nie zaplanował dla niej pracy pokojówki. O nie. Szybko przekonujemy się że Mare to taka zwykła w sumie nie jest. Ma czerwoną krew ale moc srebrnych. A srebrni są gotowi na wszytko aby zatuszować ten "wybryk natury" Są zdolni nawet omamić społeczeństwo i przekonać je że Mare jest zupełni inną osobą niż ta za którą ją uważali. Będzie żyć na królewskim dworze. Będzie obdarzoną mocą srebrną z wysokiego rodu. Będzie tym kim karzą jej być. Mareeną Titanos. Jeśli tylko chce przeżyć musi trzymać się tych zasad.
Oczywiście na dworze jak zapewne się spodziewacie nie brakuje romansów, zdrad, podstępów, i politycznych gierek, a to wszystko napędza koło akcji które niestrudzenie toczy się do przodu.

Nie będą was oszukiwać, pierwsze co zwróciło moją uwagę na tą książkę to okładka. Szata graficzna jest elegancka, prosa i wyrafinowana, pięknie prezentuje się na półce. Ale do rzeczy nie ocenia się książki po okładce! Zajrzyjmy więc do środka.
Mamy tu pokazany dość ciekawy świat. Bo z jednej strony panuje w nim monarchia, księżniczki, zamki, pradawne obyczaje i te sprawy, a z drugiej pojawia się tam elektronika, jakieś dziwne maszyny, pociągi, samoloty i motory. Niezły mix, jednak wszystko jest bardzo ciekawie dograne. Również bohaterowie są przyjemnymi postaciami które potrafią nas zaintrygować. Zagadką dla mnie jest Mare, która ma bardzo silną wybuchową osobowością, ale też jest totalną marionetką króla i królowej. Średnio przypadł mi też do gustu książę Cal. Nie z jakiś oczywistych powodów, po prostu od samego początku gorąco kibicowałam Mavenowi. No cóż poradzę że zawsze wole tych złych. Przy nim Cal to ciepłe kluchy. I mimo że między nim a Mare coś tam iskrzyło to moje serce uwierzyło w szczerą miłość Mavena.
 Wyjątkowo polubiłam w tej książce złych bohaterów. Bardzo zapadła mi w pamięć Królowa . Jest ambitną osóbką która dąży do celu po trupach i zrobi wszystko aby jej dziecko dostało to co najlepsze. Jej postać została bardzo dobrze przemyślana i dopracowana. Evangeline to moja kolejna ulubienica. Suka w najmniejszym calu. Żyleta która dodaje pikanterii każdej scenie w jakiej się pojawia. Absolutnie też uwielbiam sprawę z Domami. Victoria Aveyard szczegółowo zaprezentowała nam wszystkie wysoce urodzone rody, ich dary, pozycję, wygląd zewnętrzny, oraz barwy w jakie się ubierają, tworząc rozbudowaną mapę arystokracji. 
Trochę kulała mi tu kwestia buntowników. Okej mamy to tajne stowarzyszenie z pięknym i wyniosłym hasłem, walczące o lepsze jutro, ale w sumie to autorka za bardzo nie rozwinęła się w tej kwestii bo przedstawiła nam kilku członków tego ruchu oporu ale nie wiemy ani na jakiej zasadzie to działa, ani skąd oni czerpią fundusze, ani kto nimi dowodzi... lecz porostu aspekt rebeliantów bardzo pasował do fabuły więc czemu go nie dodać? Proszę bardzo, a na dodatek przyjmujmy w swoje szeregi wszystkich którzy mają na to ochotę! Jupi jee! Nie zrozumiałam tez pomysłu wojny między Nortą a Lakelands. Wiadomo że mamy wojnę... i to tyle jeśli chodzi o informacje. Biją się, kłócą wymachują mieczami, ale nie wiemy o co walczą i za sprawą czego mamy tą bijatykę.
Zakończenie tej książki, a raczej moment brutalnego przejęcia władzy, wywołało u mnie ciarki na plecach. Tym byłam szczerze zaskoczona i nie spodziewałam się takiego obrotu sydłacji.

Nie zrozumcie mnie źle, narzekam tu i narzekam, a tak naprawdę to pochłonęłam tą książkę w okamgnieniu! Nie potrafiłam się od niej oderwać choć na chwile. Choć jest trochę przewidywalna ukradła mi całe 2 dni z życia które jej poświeciłam. Jest po prostu trochę nie dopracowana. Dużo ciekawych wątków jednak słabo rozwiniętych. Potencjał tej książki został wykorzystany w jakiś 70%. A gdyby ją tak dopieścić mogłaby być naprawdę lekturą górnych lotów. Nie mniej jednak nie żałuje że ją przeczytałam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Gorąco ją wam polecam! Bo to jedna z dziwniejszych książek jakie czytałam.

Pozdrawiam
Anita <3

sobota, 23 lipca 2016

"Królowa Tearlingu" Erika Johansen



Kelsea jest dziedziczką tronu Tearlingu. Urodziła się aby służyć swemu królestwu i poddanym. Wychowano ją aby jak najlepiej podołała temu zadaniu. Z dala od przepychu dworu, z dala od rodziny, od spisków i knowań. Wszystko po to aby w wieku dziewiętnastu lat odpowiednio przygotowana przyszła monarchini obieła władze w zgliszczach niegdyś potężnego państwa. Czy uda jej się przywrócić świetność Tearlingowi i wyrwać go ze szponów Szkarłatnej Królowej? Erika Johansen wrzuca nas w sam środek okrutnego świata byśmy na własne oczy mogli zobaczyć bezlitosną walkę o władzę.

Myślę ze książka "Królowa Tearlingu" jest już wszystkim mniej lub bardziej znana. Było o niej bardzo głośno szczególnie przy premierze drugiego tomu. Ja sięgnęłam po nią troszkę wcześniej i wpadłam jak śliwka w kompot. Bo książka ta wciąga nas w sam środek akcji. Serio, po opisie spodziewałam się średnio rozbudowanej fabuły i ślicznej młodej księżniczki wychowanej na ą i ę, a dostałam bądź co bądź historie rodem z Gry o Tron.
Zacznijmy od tego że Kelsea idealnie wpisuję się w grono moich ulubionych bohaterek. Jest twarda, zdecydowana, nieustępliwa, i od samego początku przekonana o słuszności swej racji. Przez całe 486 stron Kalsea nie waha się nad podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Jeśli coś postanowiła, to jest to słuszne i na pewno rozsądne rozwiązanie. Nie cacka się realizując swój plan objęcia spuścizny. Mimo tego że czeka tam wiele pułapek i ludzi gotowych jej wbić sztylet w plecy, prze do przodu wygrywając każde starcie. Ponadto bohaterka nie jest idealna. Poznajemy ją z kilku stron. Bezwzględnej władczyni, królowej kochającej swoich poddanych, przyjaciółki wiernej swoim najbliższym i w końcu zwykłej młodej kobiety która ma swoje kompleksy i jak karzy czuje się zmęczona po całym dniu pracy.
Szczegulnie w tej książce zaintrygowały mnie sceny akcji jakie stworzyła autorka. Czułam się jak podczas oglądania bardzo dobrego filmu! Naprawdę ten scenariusz aż się prosi o ekranizację! Z chęcią zobaczyłabym scenę koronacji, przemowy do poddanych czy choćby pierwszy moment w którym poznajemy bohaterkę. Wszystkie te wątki stają mi przed oczami w momencie gdy to piszę. Są tak rewelacyjnie opisane że nasza wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach.
Przedstawiony nam został również szeroki wachlarz postaci drugoplanowych. Ba wachlarz... jest ich multum. W końcu wokół królowej cały czas krążą ludzie mniej lub bardziej jej przychylni. Widać że autorka poświęciła sporo czasu siły i energii w budowanie świata. Chciałabym zobaczyć swoją minę w momencie kiedy dowiedziałam się że akcja książki dzieje się w przyszłości, po tym jak my ludzie zniszczyliśmy wszystko to co było osiągane przez tysiąclecia. Powinnam też być troszkę zawiedziona iż w sumie przez te wszystkie strony nie przewinął się wątek miłosny. No może troszeczkę w kilku momentach jednak był on dość mglisty i nie jestem do końca pewna czego mam się po tym spodziewać. Ale wracając do tematu, nie mamy tu gorącego romansu. Nie ma wzdychających do siebie głównych bohaterów. Co jest dość ciekawą odskocznią od tradycyjnego scenariusza tego typu powieści.
Podsumowują! Czy czytać? Oczywiście że czytać! Ta książka jest warta swojego rozgłosu w każdym calu. Historia naprawdę jest nietuzinkowa i należy do tego gatunku który albo się kocha, albo nienawidzi. Ja oczywiście kocham. Ach czy wspomniałam o tym że Kelsea przypomina mi pod wieloma względami Deneris?
Pozdrawiam cieplutko i polecam wszystkim fanom fantasy!


Mam jeszcze dla was małą informacje! W dniu kiedy czytacie tego posta jestem na wakacjach. Recenzję powinny się pojawiać automatycznie przez najbliższe 2 tygodnie ale nie będą mogła odpowiadać na wasze komentarze i obserwować tego co się tu dzieje ponieważ będę kompletnie pozbawiona wi-fi. Mam nadzieje że to rozumiecie. Życzę wam również udanych wakacji na których porządnie odpoczniecie :*Anita <3

poniedziałek, 18 lipca 2016

Book Tour

Hej Kochani!
Chciałabym was bardzo serdecznie zachęcić do wzięcia udziału w Book Tour  zorganizowanym przez Angelikę.  Możecie przeczytać "Niebezpieczne kłamstwa" Becci Fitzpatrik. 
Dlaczego więc nie spróbować?
Zostawiam wam link i gorąco pozdrawiam :*

"Bez słów" Mia Sheridan


Bree przeprowadza się do małego miasteczka aby poukładać swoje życie i odetchnąć od miejskiego gwaru. Szybko zyskuje sobie sympatie mieszkańców i nowych sąsiadów. Poznaje też bardzo tajemniczego mężczyznę Archera o którym ciężko jest się coś dowiedzieć gdyż wszyscy snują tylko domysły i powtarzają plotki. Archer jest samotnikiem który nie otwiera swej skorupy przed nikim, gdyż tak naprawdę się nikt się nim nie interesuję a on sam odizolował się od społeczeństwa które nigdy go nie zaakceptowało. Dopiero Bree wzbudza w nim emocje przez które postanawia zaryzykować i nauczyć się żyć od nowa.

Zaczynając czytać tą książkę w sumie nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Z opisu wywnioskowałam że będzie to opowieść o dziewczynie która zakochuje się w skrytym w sobie odludku w dodatku sztywniaku. Gdy jednak po raz pierwszy pojawił się opis głównego bohatera i jego problemu pomyślałam -zaraz zaraz....co?!-  Sheridan Mia kompletnie mnie zaskoczyła wybierając dość trudną tematykę powieści, bo z jednej strony można bardzo zaintrygować czytelnika ale też szybko go znudzić. Zanim się jednak obejrzałam pochłonęłam książkę dosłownie na jednym wdechu. Wszystko w niej było dla mnie ciekawe i po prostu nowe. Nigdy jeszcze nie czytałam o budowaniu związku i relacji z drugim człowiekiem bez rozmowy, która jest bądź co bądź podstawą poznania partnera. Autorka jednak tak sprytnie nami manewruję że łatwo jest zaprzyjaźnić się z Bree i patrzeć jej oczami na Archera i jego budowanie poczucia własnej wartości.
Ponadto mamy tu pięknie zbudowany świat. Marzyłam o tym żeby zobaczyć senne miasteczko położone nad jeziorem, gdzie wszyscy się znają i są dla siebie jak rodzina. Każda postać jaka się pojawia ma swoje indywidualne podejście do sprawy i właśnie przemyślenia w tej kwesti. Bardzo podobało mi się stopniowe rozgryzanie zagadki Archera, co tak naprawdę mu się stało? Jakie wydarzenia wpłynęły na jego psychikę i późniejsze dorosłe życie? Ludzie snują tylko domysły a sam bohater przecież nigdy nie powiedział prawdy. 

Uważam że ta książka autorki jest naprawdę wyjątkowa. Stworzyła piękny romans który czyta się nad wyraz lekko i przyjemnie. Na dodatek postacie wzbudzają w nas prawdziwe emocje tak że cieszymy się i cierpimy razem z nimi. 
Czytałam wcześniej: ''Stinger. Żądło namiętności" również pióra Sheridan Mii, ta opowieść jednak kompletnie mnie nie porwała a momentami nudziła tak że pomijałam nieinteresujące mnie fragmenty.
Tak więc podsumowując "Bez słów" Mia Sheridan zdecydowanie na tak! Szczególnie dobrze będzie się czytać nad jeziorem w leniwe wakacyjne dni.
Pozdrawiam
Anita <3



środa, 13 lipca 2016

"Porwana pieśniarka" Danielle L. Jensen


Cécile to prosta dziewczyna ze wsi, mieszka z ojcem i uczy się sztuki śpiewu by wyjechać do miasta i wraz z matką pracować w operze. Ma ku demu spore predyspozycje a na dodatek kocha to co robi. Niespodziewanie jednak, w przed dzień jej wyjazdu zostaje porwana i sprzedana trolom do ich podziemnego miasta gdzie zostaje siłą zmuszona do ślubu z księciem, aby zdjąć z jego ludu klątwę którą dawno temu rzuciła na nich zła czarownica.
Cécile zostaje odcięta od rodziny, znajomych i swojego świata na rzecz życia pod ziemią wśród ludu który jej nie znosi. Stara się za wszelką cenę uciec, lecz po pewnym czasie kiełkuje w niej uczucie do księcia Tristana. Młoda dziewczyna wikła się w świat polityki i odkrywa do czego zdolna jest arystokracja aby osiągnąć swój cel. A to wszystko dzieje się w mieście pod ruinami Samotnej Góry.



Brakuje mi słów aby opisać jak bardzo zawiodła mnie ta książka. Wszędzie było jej pełno. Reklamowana była strasznie, i choć od początku opis średnio mnie zainteresował to pomyślałam -kurczę coś musi być w tej historii skoro wszyscy ją czytają i polecają- jakże się myliłam. 

Zacznijmy od tego że w ogóle nie polubiłam głównej bohaterki, która zachowuje się jak  totalne dziecko. No bo niby kocha księcia, niby chce z nim być i pomóc mu w rewolucji, ale jak nadarza się pierwsza lepsza okazja to zwiewa tak że aż się za nią kurzy, nie patrząc na konsekwencje swoich działań. Jest tak niezdecydowana że czasami miałam ochotę potrząsnąć nią i krzyknąć: -Cécile ogarnij się!-  Kolejny główny bohater, Tristan, jest typowo szablonową postacią, aż mi ręce opadają. Nic w nim mnie nie zaskoczyło. Od, kolejny biedy książę który nie popiera idei złego króla i działa w ruchu oporu tylko z idealistycznych pobudek i miłości do świata. Serio? Zero jakichkolwiek informacji które uzasadniałyby jego działania i idee. Absolutnie nie uwierzyłam  też w miłość tych bohaterów. Poczułam się jakbym przeoczyła jakiś istotny fragment scenariusza po czym nagle, pyk! I Cécile oraz Tristan są zakochani. Yhm fajnie tak strasznie się w sobie bujają że jedno bez drugiego żyć nie może. Nie kupuje tej bajki.

Miałam wrażenie że autorka po prostu za wcześnie zabrała się do pisania, bez sporządzenia jakiegoś planu i poukładania sobie tego wszystkiego w głowie. Coś tam miała jakiś zamysł, jakiś pomysł ale spaliło to na panewce. Tu jest wszytko, absolutnie wszystko tylko nie wciągająca i zakasująca historia. Beznadziejni bohaterowie, przewidywalna fabuła, nudne konwersacje, płytkie opisy charakteru. Ta przygoda jest sztuczna i wyreżyserowana.Na dodatek zajeżdża mi tu Hobbitem i krasnoludami które też miały jakieś spiny o swoja górę. Usypiałam nad tą lekturą i cudem dobrnęłam do końca, który oczywiście też był bez fajerwerków.
Widziałam że "Porwana pieśniarka" przypadła do gustu sporej liczbie czytelników, i myślę że i mnie by się spodobała gdyby była to pierwsza książka fantasy po jaką sięgnęłam. Nie mniej jednak rozumiem że każdy ma inny gust i dla innych może to być rewelacyjna historia. 

Podsumowując. Nie nie nie, kompletnie nie polecam i na pewno odradzam wydawanie na nią pieniędzy.
Pozdrawiam Anita
<3

poniedziałek, 11 lipca 2016

"Pojedynek" Marie Rutkoski



Kestrel jest córką zasłużonego generała Valori, ludu silnych bezwzględnych, zabójców szkolonych od najmłodszych lat do sięgania siłą po to co ich. To właśnie kilka lat temu Valerianie podbili Herran. Państwo ludu ceniącego sztukę naukę i spokój. Valerianie to zwycięzcy. Kastrel pozornie tez jest niezwyciężona, wjedzie dostatnie życie w pięknej willi otoczona służbą bogactwem i przepychem. Pewnego dnia trafia na targ niewolników gdzie pod wpływem impulsu kupuję mężczyznę który odmieni jej życie. Arin ma jej służyć jako kowal. I świetnie sprawdza się w tym zadaniu. Nie licząc jednego małego szczegółu... nie zamierza patrzeć biernie jak jego ojczyzna upada.





Pojedynek jest to pierwsza książka tej autorki po jaką sięgnęłam, Pierwszy raz słyszę o Marie Rutkoski i szczerze mówiąc nie rozczarowała mnie. W dzisiejszych czasach gdzie w książkach fantasy działo się już naprawdę wszytko, ciężko jest zaskoczyć czymś czytelnika. Bazujemy na tym samym powtarzalnym schemacie. Autorka również oparła akcję książki na tych dobrze nam znanych fundamentach. Nie jest to powiew niebywałej świeżości, jednak fabuła naprawdę wciąga a bohaterzy nie są jedynie papierowym charakterem. Podejmują dobre i złe decyzje. Żyją według tradycji i wartości jakie im wpojono. A nowe spojrzenie na świat wykluwa się z nich dopiero gdy wpadają w wir wydarzeń będących konsekwencjami ich działania. 

W tej książce jest wszytko co potrzeba do stworzenia dobrego fantasy. Okrutny świat i para zakochanych bohaterów którzy nie mogą być z sobą jednak wspólnie walczą o lepsze jutro. Brzmi znajomo? (Zgaduje że w drugim tomie pojawi się pewnie jeszcze jakiś przystojniak który będzie walczył o względy Kestrel).

Czy warto czytać tą książkę? Warto. Bo jeśli jesteście fanami tego gatunku ta fabuła na pewno was zainteresuję, tym bardziej że autorka ciekawię zakończyła 1 tom czym rozpaliła we mnie niebywałą ciekawość aby dowiedzieć się jak dalej potoczą się losy bohaterów. 

Ponadto ogromnym dla mnie plusem jest fakt iż bohaterka jest blondynką. Haha wiem to idiotyczne ale bardziej utożsamiam się z posiadaczką włosów o tym samym kolorze co moje :)

Dziękuje z poświęcenie mi chwili czasu!
Pozdrawiam
Anita

sobota, 9 lipca 2016

"Real" Katy Evans






Chyba każda kobieta jest fanką dobrych romansów prawda? Ja osobiście najbardziej kocham fantasy i dystopie. Czytając je kompletnie angażuję się i przeżywam każdą akcję. Jednak przerwy w czytaniu tego gatunku wypełniam własnie romansami. A jest ich tyle na naszym rynku że od wyboru głowa boli. Przedstawię wam dziś książkę która wywarła na mnie na tyle pozytywne wrażenie że często wracam do niej myślami i świadomie porównuje z innymi lektorami. 



Brooke Dumas jest byłym sportowcem. Kontuzja nogi sprawiła że nie może dalej rozwijać swojej pasji. Jednak nie poddaje się i prze ze swym życiem do przodu. Tak dzieje się do czasu gdy trafia na podziemne walki. Tam jednym spojrzeniem oczu Remington Tate zatrzymuje jej świat. Ten niebywale sexowny, arogancki i pewny siebie mężczyzna dostaje wszystko czego chce. A chce jej.
Proponuje naszej bohaterce prace rehabilitantki sportowej w swoim zespole. Brooke początkowo stanowczo postanawia nie angażować się w żaden związek z bokserem. Jednak jego bliskość pooli kruszy postanowienia B.



Cóż oczywiście streszczenie tej książki brzmi dokładnie tak samo jak streszczenia innych romansów tylko ze zmienionymi imionami głównych bohaterów. Jedak fabuła jest tu troszkę inaczej zbudowana. Na początku mamy typowy scenariusz lecz szybko się z niego otrząsamy gdyż problemy z jakimi zmaga się główny bohater nie są tak lekkie. Nie jest to trauma z dzieciństwa bo zły tata przypalał cię papierosami. Mamy tu przedstawione naprawdę głębokie i tak naprawdę rzadko poruszane w literaturze kwestie. Odnajdziemy tu nie tylko opisy scen łóżkowych lecz naprawdę głęboką potrzebę miłości, kochania i szanowania przez kogoś. Obserwujemy jak bezwzględne jest zderzenie rzeczywistości, gdy widzimy w drugim człowieku jedynie to co chce nam sam pokazać a dopiero przez troskę i miłość odkryjemy kim tak naprawdę ta osoba jest w środku. Tak własnie postępuję nasza bohaterka. Którą siłą rzeczy jest naprawdę twardą babką.

Podziwiam Autorkę za to że odważyła się wspomnieć w tej książce o poważnych problemach psychicznych, lękach, depresji, a na dodatek przedstawić to w odpowiedni dla czytelnika sposób.
Bowiem czytając wcale mnie to nie zniechęciło lecz wręcz przeciwnie,zaciekawiło. Przyssałam się do tej powieści jak pijawka. Pochłonęłam ją w jedną noc i nie żałuję czasu poświęconego tej lekturze bo naprawdę było warto.
Gorąco polecam!
Anita <3

czwartek, 7 lipca 2016

"Królowa Cieni" Sarah J. Maas

Aelin i Celaena są dwiema różnymi osobami. Zacznijmy od ego że Aelin umarła aby mogła narodzić się nowa dziewczyna, ta bez dziedzictwa i problemów. Pozornie. Bo gdy straci się tak wiele przez rządy jednego człowieka nie pozostaje nic innego jak znów stać się królową Terrasenu i zwalczyć o swój lud, przyjaciół i przyszłość całego świata. 

Aelin wraca do Aderlanu. Po co? Żeby oczywiście zawalczyć o swoje, i bardzo dobrze zuch dziewczyna! Od samego początku nie obija się lecz skrupulatnie opracowuje plan działania. Nawiązuje sojusze z dawnymi wrogami i wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję do przeciągnięcia szali wygranej na swoją stronę.




Od razu szczerzę się przyznam. Sarah J. Maas jest moją ukochaną autorką! Kocham wszystkie jej książki! Jest absolutnie niesamowita. Ciężko znaleźć mi innego twórcę który dorównał by jej stylowi pisania bo według mnie jest ona absolutnym Bogiem z piórem! 
Również ta część serii "Szklany Tron" mnie nie zawiodła. Jest to już 4 część przygód Celaeny Sardothien a właściwie Aelin królowej Terrasenu która w tym tomie rzuca nam na kolana swoich wrogów.
O mój boże. Naprawdę nie wiem skąd Sara J. Maas bierze te wszystkie pomysły! No bo to mi się w głowie nie mieści! W tej książce cały czas coś się dzieje. Akcja nie staje ani na chwilę. Wszytko jest rozbudowane do granic możliwości. Mamy świetne bardzo wyraziste postacie głównych bohaterów, przedstawione w taki sposób że czuję się co najmniej jakbym znała ich od kilku lat.Ponadto autorka cały czas poszerza grono nowych postaci, prezentując nam kolejne super barwne osobowości, jak choćby nowa przyjaciółka Aelin, Lysandra czy król złodziei Arobynn Hamel o którym mieliśmy tyle wzmianek w poprzednich tomach lecz dopiero teraz go poznajemy. Bardzo polubiłam też Manon naszą kochaną bezwzględną czarownice. Ta to dopiero jest ostra, a myślałam że w zabijaniu Celaena nie ma sobie równych. Jestem strasznie ciekawa jak rozwinie się dalej ich znajomość. Pozytywnie zaskoczyło mnie to że Manon została nam przedstawiona w poprzedniej książce gdzie tak naprawdę sama toczyła swoją historie która dopiero teraz została wpleciona w bardzo przemyślany sposób do "Królowej cieni"


W środku tej całej akcji, zabijania, romansów, czarownic, zmiennokształtnych, królów i całej reszty jest  idealnie dopracowany świat w którym się to dzieje. Dogłębnie poznajemy jego historie. Jeśli coś się wydarza to jesteśmy sami w stanie dojść do wniosku czego reakcją to jest. Sara J. Maas naprawdę musiała poświęcić dużo czasu na tak skrupulatne obmyślenie fundamentów tej serii. 
Skończyłam czytać tą książkę kilka dni temu ale moje emocje dalej nie opadły. Bo nie jest to typowe fantasy, przyjemna lekturka szybko wypadająca z pamięci. O nie to jest coś co jest tak dobre że rzuca cień na wszystkie czytane przeze mnie lektury.


Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć: Przeczytajcie tą książkę jest boska!
Naprawdę gorąco gorąco polecam!
Anita
<3 




środa, 6 lipca 2016

Oj czy to naprawdę mój pierwszy wpis?

Cześć moi kochani!
Sama nie wiem od czego zacząć w tak wielkich jestem emocjach!
Pomysł na założenie tego bloga na którym mam zamiar recenzować książki wpadł mi do głowy dokładnie 30 min temu i w tym momencie siedzę i piszę mój pierwszy post!
Mam na imię Anita i zapewne tak jak wy jestem uzależniona od czytania. Nie umiem sobie wyobrazić mojego dnia bez świadomości że jestem w trakcie jakiegoś rozdziału czy zaczynam nową lekturę! I TAK należę to tego grona osób które bez wątpienia wolą książki od filmów! Czy tylko ja uważam że na papierze jest więcej emocji?
Śmiało mogę powiedzieć że czytanie to piękne uzależnienie.
Pozdrawiam!
<3