sobota, 23 lipca 2016

"Królowa Tearlingu" Erika Johansen



Kelsea jest dziedziczką tronu Tearlingu. Urodziła się aby służyć swemu królestwu i poddanym. Wychowano ją aby jak najlepiej podołała temu zadaniu. Z dala od przepychu dworu, z dala od rodziny, od spisków i knowań. Wszystko po to aby w wieku dziewiętnastu lat odpowiednio przygotowana przyszła monarchini obieła władze w zgliszczach niegdyś potężnego państwa. Czy uda jej się przywrócić świetność Tearlingowi i wyrwać go ze szponów Szkarłatnej Królowej? Erika Johansen wrzuca nas w sam środek okrutnego świata byśmy na własne oczy mogli zobaczyć bezlitosną walkę o władzę.

Myślę ze książka "Królowa Tearlingu" jest już wszystkim mniej lub bardziej znana. Było o niej bardzo głośno szczególnie przy premierze drugiego tomu. Ja sięgnęłam po nią troszkę wcześniej i wpadłam jak śliwka w kompot. Bo książka ta wciąga nas w sam środek akcji. Serio, po opisie spodziewałam się średnio rozbudowanej fabuły i ślicznej młodej księżniczki wychowanej na ą i ę, a dostałam bądź co bądź historie rodem z Gry o Tron.
Zacznijmy od tego że Kelsea idealnie wpisuję się w grono moich ulubionych bohaterek. Jest twarda, zdecydowana, nieustępliwa, i od samego początku przekonana o słuszności swej racji. Przez całe 486 stron Kalsea nie waha się nad podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Jeśli coś postanowiła, to jest to słuszne i na pewno rozsądne rozwiązanie. Nie cacka się realizując swój plan objęcia spuścizny. Mimo tego że czeka tam wiele pułapek i ludzi gotowych jej wbić sztylet w plecy, prze do przodu wygrywając każde starcie. Ponadto bohaterka nie jest idealna. Poznajemy ją z kilku stron. Bezwzględnej władczyni, królowej kochającej swoich poddanych, przyjaciółki wiernej swoim najbliższym i w końcu zwykłej młodej kobiety która ma swoje kompleksy i jak karzy czuje się zmęczona po całym dniu pracy.
Szczegulnie w tej książce zaintrygowały mnie sceny akcji jakie stworzyła autorka. Czułam się jak podczas oglądania bardzo dobrego filmu! Naprawdę ten scenariusz aż się prosi o ekranizację! Z chęcią zobaczyłabym scenę koronacji, przemowy do poddanych czy choćby pierwszy moment w którym poznajemy bohaterkę. Wszystkie te wątki stają mi przed oczami w momencie gdy to piszę. Są tak rewelacyjnie opisane że nasza wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach.
Przedstawiony nam został również szeroki wachlarz postaci drugoplanowych. Ba wachlarz... jest ich multum. W końcu wokół królowej cały czas krążą ludzie mniej lub bardziej jej przychylni. Widać że autorka poświęciła sporo czasu siły i energii w budowanie świata. Chciałabym zobaczyć swoją minę w momencie kiedy dowiedziałam się że akcja książki dzieje się w przyszłości, po tym jak my ludzie zniszczyliśmy wszystko to co było osiągane przez tysiąclecia. Powinnam też być troszkę zawiedziona iż w sumie przez te wszystkie strony nie przewinął się wątek miłosny. No może troszeczkę w kilku momentach jednak był on dość mglisty i nie jestem do końca pewna czego mam się po tym spodziewać. Ale wracając do tematu, nie mamy tu gorącego romansu. Nie ma wzdychających do siebie głównych bohaterów. Co jest dość ciekawą odskocznią od tradycyjnego scenariusza tego typu powieści.
Podsumowują! Czy czytać? Oczywiście że czytać! Ta książka jest warta swojego rozgłosu w każdym calu. Historia naprawdę jest nietuzinkowa i należy do tego gatunku który albo się kocha, albo nienawidzi. Ja oczywiście kocham. Ach czy wspomniałam o tym że Kelsea przypomina mi pod wieloma względami Deneris?
Pozdrawiam cieplutko i polecam wszystkim fanom fantasy!


Mam jeszcze dla was małą informacje! W dniu kiedy czytacie tego posta jestem na wakacjach. Recenzję powinny się pojawiać automatycznie przez najbliższe 2 tygodnie ale nie będą mogła odpowiadać na wasze komentarze i obserwować tego co się tu dzieje ponieważ będę kompletnie pozbawiona wi-fi. Mam nadzieje że to rozumiecie. Życzę wam również udanych wakacji na których porządnie odpoczniecie :*Anita <3

3 komentarze:

  1. Kurczę muszę ją przeczytać, a funduszy jakby brak :< Nadzieja w bibliotece <3 Troche sie martwię, czy moje romantyczne serducho nie zawiedzie się brakiem wątku miłosnego, no ale z drugiej strony skoro mówisz, że Kelsea jest podobna do Matki Smoków... Nie ma mowy, że się oprę :D
    Ej wywołałaś u mnie ogromny uśmiech tymi dwoma okładkami po prawej, pod "teraz czytam" ^^
    Buziaki :*
    https://doinnego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Cię do LBA :)
    Szczegóły na moim blogu.
    Pozdrawiam!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie książki, niestety ostatnio jakoś mi z nimi nie po drodze. Muszę się za nią rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń