Mare uciekła ze swojej klatki pozostawiając za sobą zgliszcza dawnej siebie. Nie ma czasu na lizanie ran, opłakiwanie złamanego serca i tęsknotę za miłością. Nie ma chwili przerwy na rozpamiętywanie okrutnych wydarzeń które odcisnęły na niej swe piętno. Przez nie stara Mare umarła, a narodziła się nowa. Gotowa walczyć w imię nowej nadziei. Wraz z upadłym księciem, rodziną i przyjaciółmi tworzy własną, nową przyszłość.
W dalszym ciągu w mojej pamięci pozostaje poprzedni tom "Czerwonej królowej" porwał mnie on i wciągną do swojego świata. Lecz kręciłam trochę noskiem na niezbyt rozbudowane wątki i słabo rozwinięte niektóre aspekty lektory. Z tego co wiem sporo czytelników miało własnie takie samo zdanie. Więc w tej części Victoria Aveyard tworzy coś zupełnie innego. Kreuje inny świat, oparty na innych fundamentach. Porzucamy pałacowe życie luksusy i spiski na rzecz brutalnej walki o leprze jutro. Poznajemy dokładnie schemat działania rebeliantów jego członków i plany. Na dodatek do tego świata jest wrzucona nasza bohaterka i muszę przyznać że wychodzi z tego obrotną ręką. Nie daję sobie w kaszą dmuchać, nie pozwala by ktoś narzucił jej swoje idee, tworzy własne postanowienia i palny. Wie co chce osiągnąć i dąży do tego. Ma ona w sobie iskrę przywódcy i ludzie widząc to podążają za nią. Jednak w jej sercu jest gorycz. W moim zresztą tak samo gdyż ja też pokochałam tego drania Mavena. No oni powinni być razem! Ale dobra może coś z tego będzie w przyszłości.
I znów w tej części mam ten sam dylemat co poprzednio... z jednej strony historia jest fenomenalna a z drugiej... no coś kuleje po prostu. Wkurzał mnie na przykład monolog naszej bohaterki z samą sobą. Narracja jest prowadzona z jej perspektywy więc przez 1/4 powieści mamy okazję słuchać jej wywodów na temat: "jaka to ona jest potężna, taką siłę ma tylko ona, tylko ona wykona to zadanie, nikt nie poradzi sobie bez niej, ale ona tak strasznie tęskni za Mavenem, ale nie może za nim tęsknić bo jest teraz silna!'' Ble ble ble .... Czy ona przypadkiem nie popada w jakiś samo uwielbienie? Poza tym miałam wrażenie że Victoria Aveyard na siłę chciała stworzyć nam milion fenomenalnych cytatów! Ale to chyba jest jej styl pisania. Ciężko powiedzieć.
Skoro wymieniam co mi się nie podobało to muszę wspomnąć o kimś... Cal. Tak bardzo nie trawie tego człowieka. Chodzi on za tą Mare jak pies z kulawą nogą. Czy on czasem nie powinien być zły na nią? No bo szczerze mówiąc trochę się przyczyniła do jego upadku. I niby coś tam się dzieje między nim, ale w sumie to sama nie wiem czy to tak na poważnie czy jak. Jednak jest coś w tej części, co wstrząsnęło moim światem w posadach. Zakończanie! Prze cały rok przeczytałam multum książek ale żadna nie miała tak mocnego końca! Po przeczytaniu ostatnich wersów miałam ochotę rzucić książka o ścianę! Za to zakończenie jestem gotowa wybaczyć Victori Aveyard wszystko. Bije jej wręcz pokłony. Co za emocje WOW!
Tak wiec moi drodzy, po raz kolejny nie wiem co sądzić o tej książce. Jednocześnie kocham ją i nienawidzę. Myśle że należy samemu przeczytać historie Mare i stwierdzić czy wpisuje się ona w wasze gusta. Tylko tak poznacie odpowiedz na to pytanie. Nie mniej warto ją poznać. Z niecierpliwością czekam na następny tom. Muszę porostu muszę go przeczytać!
Gorąco polecam!
Anita <3